Dzisiaj nadaję z bagażnika mojego auta. Nie wytrzymałem, musiałem gdzieś czmychnąć…auto zaparkowane nad samą wodą, nogi wyciągnięte. Przez otwarte okno wlatuje delikatna morska bryza. Ta sielanka pozawala na moment wyciszenia. Szczególnie po wczorajszym dniu.
Wiem, że nie jest to w naszym kraju opinia popularna, ale nie jestem największym fanem święta, jakim stały się obchody rocznicowe upamiętniające wybuch Powstania Warszawskiego. Cytuję za Gen.Andersem –> „była to zbrodnia!”. Moim zdaniem popełniona na mieszkańcach Warszawy, przez innych mieszkońców Warszawy. Nie ujmując bohaterstwa szeregowym żołnierzom tego Postwstania, ich dowódcy powinni zostać w końcu racjonalnie rozliczeni z 63 dni krwawej łaźni, którą zafundowali miastu. Z bezpośrednich relacji wiem, że rozpętana przez kilku wataszków bitwa zrujnowała, życie setek tysięcy ludzi. Pisząc to nie mam na myśli zabitych i rannych. Mowa o ludziach, którzy jakimś cudem przeżyli Powstanie, ale potem nie mieli już do czego wracać, o ludziach, którym wciągu tych 63 dni odebrano całe życie. Oczywiście w dyskusjach o sensowność Powstania, jego zwolennicy podnoszą, argumenty, że był to zryw przeciwko faszystowskiemu najeźdźcy i cel ten uświęca środki. Dzisiaj może te ‚środki’ są już tylko słupkami w statystykach historii, ale przecież mówimy o setkach tysięcy ludzi, mieszkańców takich jak Wy, czytający moje wypociny. Wyobraźcie sobie teraz, że od jutra znika całę wasze dotychczasowe życie i nad tym co dzieje się dalej nie macie, żadnej kontroli. Czy ktoś stawia tym ofiarom pomniki?
Powyższe napisałem pod wpływem dyskusji prowadzonych w ten weekend.