18/80, Gdańsk 2003
Strasznie się uśmiałem, kiedy znalazłem to zdjęcie. Powstało na ostatniej osiemnastce, na której byłem w życiu. A na paru byłem. Obliczyłem, że w ciągu dziesięciu lat, bo tyle uczęszczałem na te huczne zabawy, musiałem dawać prezenty około piećdziesiąt razy…może nawet więcej, bo kilku imprez nie pamiętam. Jak już nie było co dawać, to dawałem paletę jajek, albo musztardę za 1,50,-.
Przez te dziesięć lat dużo się w temacie osiemnastek zmieniło. Na pierwszej byłem chyba w 1993 roku, to były inne czasy, o wynajęciu knajpy, dj’a, czy stawianiu fontanny wódki na stole nikt nawet nie myślał. No, może prawie nikt. Imprezy robiło się w domu pod nieobecność ‚starych’, a największym problemem tego rozwiązania był fakt, że nazajutrz, skacowany na ogół jubilat musiał jeszcze zmywać rozlane piwo z podłogi i wymiociny zza pralki. Ale miało to swój urok. W okół byli tylko sami swoi, wódeczka, składkowa oczywiście, lała się strumieniami, lali się też czasami koledzy, tyle że po mordach. Czasami kapusta dostawała skrzydeł i leciała z balkonu, sąsiedzi mieli nockę z głowy, a panowie z wydziału prewencji zajęcie do czwartej nad ranem. Osobiście uwielbiałem te zabawy. Potem przyszły czasy wynajmowanych knajp. Na pierwszym roku studiów zawalałem zajęcia w każdy piątek, bo osiemnastki najczęściej odbywały się w czwartki, tak by właściciele lokali nie tracili weekendowego utargu. Ta ostatnia, sfotografowana osiemnastka odbyła się, na przekór tendencji, w domu. Czułem się na niej jak stary dziad bo średnia wieku na imprezie nie przekraczała dwudziestki. Zdjęcia wyszły śmieszne. To nie weszło do zestawu bo wydawało mi się średnie. Teraz widzę, że poza komicznością samej sytuacji, jest na nim kwintesencja tych osiemnastkowych akcji, parka ukryta przed resztą gości robi szybkie figo facko w pokoju jubilata. Na nocnym stoliku, obok łóżka stoi jej cola i jego browar, oraz pluszowy miś. Pod łóżkiem widać zaparkowaną deskorolkę. No i…wiadomo…do takich akcji nikt, nigdy nie zdejmował butów…